Reżyseria Carlos Sorino
Carlos Sorina w swoim filmie ukazuje nie tylko rozległe, nie kończące się proste krajobrazy Patagoni, ale i równie prostych bohaterów, którzy nie wymagając od życia niemożliwego, żyją skromnie, a co najważniejsze godnie. Tą historię pewnego psa i jego przypadkowego właściciela ogląda się w powolnym, kontemplującym rytmie błogiego popołudnia, co dodatkowo potęguje muzyka Nicolasa Sorina. Szerokie kadry smaganej wiatrem krainy na końcu Ameryki Południowej to niewątpliwie duży atut tego filmu. Miejsca gdzie poszczególne zdarzenia, dni i w efekcie całe życie ma swój rytm, nie zaburzoną pędem ku nowemu kolejność; miejsca których znaczenie można odnaleźć albo na końcu życia, albo mieć je w sobie. Zdjęcia Hugo Colace cechuje rytm wschodów i zachodów słońca, których cechą charakterystyczną jest to iż ich nie ma w zakresie naszego bezpośredniego postrzegania. Dla widza przyzwyczajonego do kina masowego, agresywnego w sposobie prowadzenia kamery historia głównego bohatera, który mimo przeciwności losu stara się żyć godnie i „nie na siłę” wydaje się w pierwszej chwili sentymentalna i taka właśnie jest aż do końca. Postać starszego 52-letniego mężczyzny pracującego fizycznie, w oddaleniu od wielkich metropolii, pogodzonego ze światem i rozumiejącego naturę do tej pory można było częściej spotkać w literaturze niż w kinie. Jak widać istnieje jednak spore zapotrzebowanie na kino dojrzałe i to istniej na wszystkich kontynentach, wydawałoby się różnych pod względem mentalnym.
Pierwsze skojarzenie wywołane prostotą narracji i opowiadaną historią jakie przychodzi na myśl widzowi kieruje wprost do „Prostej Historii” Davida Lyncha z 2000 roku. Tam również mieliśmy wyrażaną na wielu poziomach emocjonalnych i mentalnych podróż bohatera, tam również można było dopowiedzieć sobie początkowe losy bohaterów z ich fizjonomii. U Sorina bardzo dobrze poprowadzeni aktorzy-amatorzy poprzez swoje role tak naprawdę przekazują nam swoje życie. Życie ludzi prostych, zmagających się z naturą, kolejnością losu, nieugiętym postępem oddziaływującym na jakość życia. Juan Villegas jako Juan «Coco» Villegas, kóry nagle traci pracę przez co staje się problemem dla kochającej, ale jednak biednej córki obciążonej trójką dzieci i niezbyt rozgarniętym mężem to człowiek szukający zajęcia, szukający uznania w oczach swoich i otaczającego go świata. On i pies to ten sam typ osobowości, wie ile jest wart bez sztucznego splendoru i fanfar, obaj potrzebują siebie aby móc żyć na poziomie pozwalającym na życie godne, a nie egzystencję. Nie pozwalają jednak na to by zredukować swoje działania do występów na wybiegu – pies na wybiegu konkursów, właściciel na imprezach okolicznościowych. W porównaniu do innych filmów „naturalizmu poetyckiego” ostatnich lat kina argentyńskiego ten jest przepełniony spokojem, pogodą i prostotą. Nie ma w nim mocnych wyrazistych czarno białych kadrów jak w filmie Esteban’a Sapir’a „Picado fino” gdzie dodatkowo widza wręcz atakują dźwięki płynące z ekranu, nie ma też takiego napięcia i mocno dwuznacznych relacji między bohaterami jak w filmie Lucrecii Martel „ La cienaga”. Nie jest to też historia z cyklu dobrze znanego mieszkańcom krajów objętych stanem wojennym jak film Eduardo Mignogna «La fuga”, w którym niewinny człowiek cierpi złapany w trybiki „systemu”. Ani historia mordercy ukazanego przez Lisandro Alons w „Los Muertes”, który po odsiedzeniu długiego wyroku wraca w rodzinne strony i nie wiadomo kto jest bardziej dziki on czy dżungla. Wymienione filmy mają swoje zalety mnie jednak w „Bombon – El Perro” podoba się klimat zdjęć, spokój i wrażenie właściwego człowieka na właściwym miejscu. Postaci drugoplanowe również mają swoją rację bytu, zwracają na siebie uwagę i zmuszają do pobudzenia wyobraźni – do zbudowania życiorysów – dlaczego, skąd, dokąd. Walter Donado jako Walter Donado wypełnia sobą ekran, ale i przywraca wiarę w człowieka pomocnego choć nie do końca bezinteresownie. Jego rozczarowanie brakiem umiejętności reprodukcyjnych psa ma swoje uzasadnienie w tym, że to właśnie psy są pasją jego życia i że też ma rodzinę której chciałby polepszyć byt. Rosa Valsecchi jako Susana również jest postacią pozytywną, brak jej sztampowego piękna ma jednak wewnętrzne ciepło. To ona oferuje między słowami ‘Coco’ możliwość wspólnego życia, przepełnionego wzajemną akceptacją, ale poza kadrem pozostaje odpowiedź na pytanie czy On z tego skorzysta………..