STATEK
Po kilku dniach spędzonych w Belém nadchodzi oczekiwany moment wypłynięcia statku. Kolorowa pajęczyna z hamaków wypełnia pokład. Mocnemu biciu mojego serca towarzyszy jednostajny dźwięk dieslowskiego silnika. Światła miasta mrugają jeszcze przez chwilę, aby w końcu zniknąć w tafli ciemniejącej wody. Płyniemy! Statek zmaga się niestrudzenie z leniwym prądem rzeki. Słońce zdążyło się już rozgościć na niebie. Temperatura powietrza przekracza 30’C. Mimo to nie odczuwa się gorąca. Wieje lekki, ciepły wiatr. Przez większość dnia towarzyszy nam zwarta ściana tropikalnego lasu. Czasem zielone pola wyrwane puszczy wysiłkiem ludzkich rąk. Gdzieniegdzie apokaliptyczny smutny obraz wykarczowanego kawałka selwy. Jak okiem sięgnąć szumi tu dołem wysoka trawa capim, wśród której sterczą ostre czarne kikuty po wyciętych drzewach. Pozornie nieruchoma zielona dżungla tętni jednak życiem. W tle rytmicznej pracy silnika gra leśna orkiestra. Nagły plusk mąci spokojną taflę wody.
Sądząc po wielkości ryby to prawdopodobnie pirarucu – dochodząca do 3 m największa słodkowodna ryba świata. Urwane sapnięcie to znak rozpoznawczy delfina rzecznego – botu corderozo. Jego opasłe cielsko przez chwilę wyłania się z wody tuż obok łódki. Po chwili znika w rzecznej otchłani. Wpatruję się w zieloną gęstwinę, w zielonkawo-żółtą wodę. Nagle.. Jest..! Szybko robię zdjęcie. Mały krokodyl schował się w przybrzeżnych zaroślach. Błękit nieba ubarwi raz jeszcze spłoszone stado papug. Skąpany w słońcu rzeczny krajobraz.
RIBEREÑOS
Co jakiś czas na tle zielonej ściany lasu wyłania się wzniesiony na drewnianych balach dom. To domostwa tutejszych ribereños – ludzi Ŝyjący nad brzegami amazońskich rzek. To potomkowie pierwszych brazylijskich osadników. Efekt długiego procesu mieszania się ras, kolonizacji i wciągania ludności autochtonicznej w krąg współczesnej kultury. Co jakiś czas z zielonego gąszczu wypływają małe canoe. Młodzi ribereños zwabieni rykiem silnika podpływają możliwie najbliżej statku tak, aby przez chwilę pokołysać się na sztucznych falach. Są też tacy, którzy wykorzystują statek jako holownik. Inni wskakują na dolny pokład i umiejętnie przywiązują linami swoje łódki do statku. Z tak zainstalowanych straganów oferują różne produkty. Najczęściej są to suszone krewetki. Czasem od rzecznego sprzedawcy kupić można wyroby cukiernicze domowej roboty, lody lub czarną galaretkę pakowaną w woreczki. Jak z wszystkimi tego rodzaju smakołykami należy jednak mieć się na baczności. Ich spożycie może spowodować poważne zatrucie pokarmowe.
FAZENDA
Z przesiadką w Santarem, po trzech dniach, dopływam do miejscowości Oriximina. Tutaj czeka na mnie zaprzyjaźniona rodzina da Silva. Niewielką motorową łódką płyniemy na fazendę. Lewą granicę posiadłości zamykają mokradła. Łączą one koryto rzeki, którą przypłynęliśmy z brzegiem jeziora po przeciwnej stronie. W porze wilgotnej bagna zalewa woda. W porze suchej, tak jak teraz stanowią naturalne środowisko dla kilku krokodyli. Domownicy od razu ostrzegają mnie przed wycieczkami w tamtą stronę. To chyba jakiś żart myślę sobie. Zdumiony wypytuję o nietypowych sąsiadów. Don Alvaro – właściciel fazendy, uśmiecha się tylko i klepie mnie po ramieniu. Jesteś w Amazonii Pablo, tutaj na fazendach taka bliskość jest rzeczą normalną. Po chwili uspokaja mnie dodając, Ŝe przed tygodniem zabił dwa z nich. Każdy mierzył ok. 3 m. Jak to możliwe?! Pytam. Okazuje się, że nie jest to wcale trudne. Do polowania potrzebnych jest, co najmniej dwóch ludzi. Idzie się w nocy. Jedna osoba niesie mocną lampę, druga trzyma harpun. Oślepione światłem reflektora
zwierzę nieruchomieje. Pozwala to na zbliżenie się do krokodyla na wyciągnięcie ręki. To wystarczający dystans, aby zadać zwierzęciu śmiertelny cios harpunem. Na wypadek gdyby grot chybił karku krokodyla dobrze ubezpieczyć się biorąc z sobą strzelbę.
OPOWIEŚCI DON ALVARO
Krokodyle to nie jedyne niebezpieczne zwierzęta występujące w tych rejonach. Rozpoczyna swą opowieść Don Alvaro widząc moje zainteresowanie. Mamy tutaj również dużo cobra grande – odpowiednik anakondy. Teraz, gdy woda stoi nisko, i ciągle jeszcze opada razem z nią oddalają się węże. W porze deszczowej woda zalewa większość fazendy. Wtedy jest bardzo niebezpiecznie. Cobra grande może podpełznąć pod same drzwi. Głodna potrafi zabrać dużego wieprza. Nierzadko zdarza się, że atakuje ludzi. Zdarzało się, że wąż ściągał śpiących z hamaków. Podpływał pod bawiące się na brzegu dzieci. Przed dwoma laty duża cobra zaatakowała rybaka łowiącego przy brzegu w małym canoe. Człowiek przeżył dzięki temu, że w porę chwycił duży ostry nóż, którego używał do patroszenia ryb. W walce z wężem stracił jednak dłoń. Innym razem wąż zabił nowożeńców w czasie nocy poślubnej. Splcieni w miłosnym uścisku byli dla zwierzęcia łatwym celem. Siedzimy na werandzie i popijamy cachasę – brazylijską wódkę z trzciny cukrowej. Ciszę przerywa głośne sapnięcie, któremu towarzyszy plusk wody. To wspominany wcześniej botu corderozo. Jeden z dwóch gatunków delfinów rzecznych występujących w Amazonii. Na ich temat krąży wiele legend. Jedna z nich głosi, Ŝe w czasie zabaw często urządzanych przez riberenos,
delfin wychodzi na brzeg. Jest zmieniony w pięknego młodzieńca ubranego na biało. Szeroki kapelusz przysłania jego twarz. W czasie fiesty wybiera sobie najpiękniejszą pannę i flirtuje z nią przez resztę nocy. Oczarowana wdziękiem młodzieńca dziewczyna łatwo daje mu się zaciągnąć do rzeki. Tak spędzona noc nie może skończyć się inaczej jak zajściem w ciążę przez zakochaną w delfinie dziewczynę. Ojcostwo dzieci poczętych w trakcie krótkich flirtów przypisuje się zatem delfinowi.
MIASTO W SERCU TROPIKALNEGO LASU
Kiedy wydaje się, że już bezpowrotnie oddalamy się od cywilizacji, w sercu tropikalnego lasu wyrasta panorama wielkiego miasta. Manaus to największy port na Amazonce. Położony 1700km od jej ujścia do Oceanu Atlantyckiego. W czasie boomu kauczukowego miasto rozwijało się szybciej niż wiele światowych metropolii. Lampy elektryczne rozbłysły tutaj wcześniej niż w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Metro w Manaus zaczęto budować wcześniej niż w Chicago. Do Manaus zjeżdżali ludzie z całego świata w poszukiwaniu przygody i bogactwa. Dzisiaj po dawnej świetności niewiele pozostało. Niczym relikt zamierzchłych czasów w centrum miasta nadal stoi wspaniały teatr. Wzniesiony w 1896 jest kopią mediolańskiej La Scali. Dzisiaj jednak sporadycznie gości wielkich artystów. Wciąż zachwyca budowane z rozmachem wnętrze. W sali głównej, oprócz loży prezydenckiej, podziwiać można popiersia największych kompozytorów i dramatopisarzy. W Manaus odwiedzam również Narodowy Instytut Rybołówstwa. Można tutaj zobaczyć najciekawsze okazy amazońskiej fauny i flory. W ogromnym basenie pływają podobne do lwów morskich potężne pexe boi. W kilku zaimprowizowanych mokradłach wylegują się wielkie jackare – amazońskie krokodyle. Jest również puraqûe – ryba z ładunkiem elektrycznym 220V. Największe wrażenie robi na mnie jednak skóra sześciometrowej anakondy.
KRAINA TYSIĄCA WYSP
200 km od Manaus na Rio Negro znajduje się największy śródlądowy archipelag wysp – Anavilhanas. W miejscowości Nuevo Arao wynajmuję motorową łódź, która przenosi mnie w mgnieniu oka do wyspowego raju. Archipelag składa się z 420 wysepek, które porasta tropikalny las. Wysokie palmy i ogromne liściaste drzewa odbijają się w lustrze wody tworząc niezapomniane obrazy. Mój przewodnik Carlos cumuje łódkę w bezpiecznym miejscu i schodzimy na jedną z wysp. Dopiero tam, w leśnej gęstwinie, człowiek zdaje sobie sprawę z wielkości tych drzew, z różnorodność i bogactwa tutejszej przyrody. Niektóre drzewa osiągają nawet 50m wysokości. Wielkie konary oplatają się wzajemnie tworząc monumentalne leśne rzeźby. W Nuevo Arao mam okazję zobaczyć z bliska legendarnego botu corderozo. Mieszkańcy z niewielkiego molo karmią zwierzęta świeżymi rybami. Uderzając dłonią w wodę można samemu przywołać rzecznego delfina. To niesamowite wrażenie, kiedy tuż przed oczyma wyłania się z czerni wody trzymetrowe, różowe cielsko. Trzeba jednak uważać. Zdenerwowany delfin może nas ściągnąć do wody i na zawsze uwięzić w swoim królestwie.
Paweł Hammer